Kult Bogarodzicy jest duszą prawosławnej pobożności. Bogarodzica otacza świat swą modlitwą, bolejąc nad jego grzechami i na Sądzie Ostatecznym to Ona będzie błagała Syna o miłosierdzie dla nas. Tę wizję opieki najpełniej doświadczył Andrzej Solos, żyjący w X wieku, w zagrożonym przez Turków Konstantynopolu. 1 października, podczas Całonocnego Czuwania w świątyni w Blachernach, w obecności tłumu ludzi zobaczył
Przenajświętszą Bogarodzicę. Podtrzymywaną przez św. Jana Chrzciciela, otoczoną zastępami anielskimi i tłumem świętych, widział Orędowniczkę jeszcze jeden wybraniec – przyjaciel i uczeń Andrzeja, Epifaniusz. Gdy w blacherneńskiej świątyni Bogarodzica ukazała się i zbliżyła do ambony, św. Andrzej zapytał swego ucznia Epifaniusza: Czy widzisz Panią i Królową świata? Na co Epifaniusz, z lękiem odpowiedział: Widzę, ojcze i drżę. Matka Boża uklęknąwszy, długo modliła się, oblewając łzami swoje Oblicze. Po modlitwie na ambonie przybliżyła się do ołtarza – tu dalej modliła się za swój lud. Potem zdjęła z głowy swoje maphorium, szal jasnością podobny do błyskawicy i uroczyście rozpostarła go nad ludem, a obaj wybrani przyjaciele widzieli tę jasność Bożej chwały tak długo, jak Bogarodzica pozostawała w świątyni.
Andrzej był słowiańskim niewolnikiem, który w dzieciństwie trafił do Konstantynopola. Jego pan, Teognost dał zdolnemu Słowianinowi helleńskie wykształcenie. Talent pisarski i osiągnięcia Andrzeja nagrodzono honorową godnością notariusza. Swe nieprzeciętne zdolności Andrzej złożył jednak pod Krzyżem – oddał się postom, ascezie, nieustannej modlitwie – przyjął pozory człowieka szalonego, narażając się na śmiech i szyderstwa. I właśnie tego szaleńca, który uniżył siebie bardziej niż inni, wybrała Matka Boża. Kościół umiłował tę wizję, bardziej od innych objawień Matki Bożej i świętuje je jako wielkie i radosne miłosierdzie. Grzechy świata ranią serce Bogarodzicy, cierpienia są jej cierpieniami, a rozpostarty welon jest symbolem chwały Bożej, zbawienia świata i ludzi. To pokonanie złych duchów, które nie mogą znieść jej światłości. Na złość odpowiada miłością, na grzech łzami, na bluźnierstwo przebaczeniem, na wrogość błogosławieństwem?
Dzień objawienia Matki Bożej Słowianinowi był proroczy. Całym sercem do tej przedziwnej wizji przylgnęły słowiańskie dusze. Ku czci Opieki Matki Bożej (Pokrow Preświatoj Bohorodzicy) na ziemiach Słowian wzniesiono setki cerkwi, a obchody tego Święta zbiegały się w przełomowym w życiu wsi momencie. Pokrowę obchodzoną w zależności od stosowanego kalendarza – 1/14 października – i uważano je za koniec wszelkich prac w polu, sadzie i ogrodzie. O tym Święcie powstało wiele ludowych przysłów, związanych ze starożytnymi, agrarnymi tradycjami, z zebraniem plonów i nadejściem nowej pory: Pryjszli Pakrowy, pytajuć, ci da zimy hatowy. Do Pokrowy należało zadbać o zimowe przetrwanie ludzi i zwierząt, zapełnić piwnice, kopce, stodoły, oczyścić i schować narzędzia, przygotować karmę dla zwierząt: Na Pakrowy daj siena karowi. Jeśli ktoś nie zdążył to ? Ad Boha hrech i ad ludziej śmiech. Ostatecznym dniem było święto Matki Boskiej Kazańskiej – 22 października/ 4 listopada. Zbiegało się ono z sobotą zaduszną, zwaną w kulturze białoruskiej jako dźmitrauskija dziedy, bo o swoich przodkach też należało pamiętać. Na niebie pojawiały się klucze odlatujących gęsi, żurawi, które śpiewały swą pożegnalno-żebraczą pieśń. A dziewczyny zaczynały wypatrywać jadących do nich swatów: Pokrowy pokryjuć trawu listam, ziemiu snieham, a dziauczata szlubnym czepcam. Zaczynał się, bowiem czas wesel. Nie uśmiechało się dziewczynie zimować w stanie panieńskim. Wróżyły, więc w przeddzień Święta o swoim zamążpójściu. Cerkiew prawosławna nie zniszczyła tradycyjnych obrzędów przedchrześcijańskich, wprost przeciwnie, dawne, zwyczaje połączyły się z częścią chrześcijańskiej tradycji.